Zimowy trawers Lofotów
2018-07-17
Na mapach nie ma już białych plam, ale nadal są trasy, których nikt nie przeszedł. To nie dlatego przeszliśmy zimą Lofoty, ale świadomość, że niczego nie powtarzamy w dużej mierze wpłynęła na tę wędrówkę. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Znaliśmy tylko relacje z lata. Improwizowaliśmy.
Wyszliśmy w połowie lutego. Szliśmy przez miesiąc. Z namiotem, w rakietach- bo baliśmy się, że zbyt mało śniegu dla nart. Mieliśmy racje. Na południu było za mało. Podczas naszych poprzednich wędrówek przez Laponię mieliśmy pulki, tu trzeba było wszystko nieść. Teren zbyt skomplikowany, zbyt wysokogórski. Gdyby nie lata (zimy) przechodzone wcześniej w Pirenejach być może byśmy sobie nie poradzili. Kombinacja wysokich gór i zimowej Arktyki dawała w kość.
Lofoty nie są bezludne, przecinaliśmy szosy, łapaliśmy stopa żeby przedostać się przez tunele i mosty, płynęliśmy promem i motorówką. Mieliśmy wielkie szczęście do ludzi (podwozili, zapraszali na noc) i do pogody. Temperatury były przez cały czas ujemne. Wiatry umiarkowane. Tylko kilka razy spadł śnieg, akurat wtedy, kiedy byliśmy nisko- blisko wsi.
Szliśmy z południa, zaczynając od Værøya. Skończyliśmy w Sortland i mając jeszcze kilka dni zawróciliśmy i ruszyliśmy w stronę Stokmasters. Stamtąd z powrotem do Bodo Hurtigrutenem- to podobno najpiękniejszy odcinek promowej trasy. Værøya była ciepła, prawie bezśnieżna. Ładna. Moskenesøya poszła nam łatwo pomimo bezludzia i stromizn. To tam przeszliśmy najtrudniejszy górski odcinek i tam też przeżyliśmy najbardziej wietrzną noc. Wspaniałą i kolorową. Na Flakstadøya wędrowaliśmy przez kilka dni nadmorskimi szlakami, zaskakująco trudnymi. Raz musieliśmy zawrócić. Tuż przed Napp utknęliśmy na oblodzonej ścianie- kilkusetmetrowym skalnym urwisku- oznakowanym, ale nie do pokonania zimą.
Vestvågøy nie ma wysokich gór i chodzi tam sporo narciarzy, szło nam się tam przyjemnie czasem trafialiśmy na ślad, był nawet fragment nartostrady. Były schrony. Austvågøy jest piękna, dzikie góry w części nieprzechodnie nawet latem- więc nie chcąc wędrować szosą zadecydowaliśmy się pójść równolegle przez Storemolla. Czym dalej na północ tym było zimniej, a lód i skały powoli zastępował śnieg. Na Hinnøya (już w archipelagu Vesterålen) trochę błądziliśmy. To trudny, zagmatwany teren. Lasy, pozamarzane fiordy, kopny śnieg na zmianę z lodowiskiem. Bezludzie. Raki, rakiety, czasem łatwiej było w gołych butach. Noce tak zimne, że pewnie przespaliśmy niejedną zorzę, nie odważając się wystawić nosa z namiotu. Pomimo tego ta wyspa wydała nam się najpiękniejsza. Może ze względu na dzikość i duże oddalenie od ludzi, może przez wysokie góry przypominające Pireneje czy Dolomity zanurzone do jakiś 2500 metrów i otoczone fiordami. Wracaliśmy główną granią Langøya z widokiem na Vesterålen i nieprzechodnią północ Austvågøy górami przypominającymi Czerwone Wierchy z przepięknym widokiem na wszystkie strony.
Na początku słońce wstawało przed ósmą, a tuż po czwartej była już ciemna noc, pod koniec od wpół do szóstej do wpół do siódmej było wystarczająco jasno żeby iść, ale tak zimno, że odechciało nam się wstawać przed świtem. Prawie wszędzie znajdowaliśmy pitną wodę, czasem trzeba było trochę skruszyć lód. Gdyby nie to mielibyśmy poważny kłopot. Palnik, do którego mieliśmy zwykły gaz (nie zimowy) zamierał już przy kilkunastostopniowym mrozie, raz zamarzła nawet zapalniczka. Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się takiego zimna-zdarzyło się pierwszy raz od 25-ciu lat. Przy dużych mrozach nie sprawdzały się górskie buty (arktyczne z wyciąganym kapciem nie przemarzały nam nawet w trawersie Finnmarksviddy, kiedy przez kilka dni temperatura utrzymywała się koło -30-tu stopni). W górskich stopniowo gromadziła się wilgoć, a że w namiocie nie ma jak suszyć po kilku dniach robiło się paskudnie. Podobnie zamarzały puchowe śpiwory z czasem zbierając coraz więcej lodu, więc co kilka dni- co tydzień staraliśmy się zatrzymać gdzieś i odmrozić. Pomimo nieprzyjemności związanych z zimnem, cieszyliśmy się, że nie trafiło nam się coś gorszego, marznący deszcz, brak widoczności, wichury- w takich warunkach (typowych dla Lofotów) najprawdopodobniej niewiele byśmy zdziałali.
Katarzyna Nizinkiewicz - z wykształcenia fizyk, współwłaścicielka firmy Kwark, 4 miesiące co roku spędza w górach. Lubi zimę i bezludne miejsca.
Wpis na blogu Kasi - https://goo.gl/PVRhbH
Więcej zdjęć z wyprawy znajdziecie na blogu Kasi albo w naszym wpisie na FB: https://goo.gl/VAusqr
Pokaż więcej wpisów z
Lipiec 2018
Podziel się swoim komentarzem z innymi